wtorek, 27 marca 2012

Kaczyński vs Kaczmarek.

Pomiędzy Kaczyńskim a Kaczmarkiem toczyła się konwencjonalna batalia sądowa od ponad 3 lat, poszło oczywiście sławne sformowanie "agent śpioch" od samego początku Kaczyński podtrzymywał swoje zeznania idąc w zaparte twierdząc, że ma racje i nie zamierza nikomu ulegać. Na rozprawy stawiał się lub nie przecież nikt nie sprawdza listy obecności a wagary z procesów to stały i skuteczny element robienia uników w przypadku, gdy jest się prezesem PiS.

Unikał gmach sądu prawdopodobnie nie z własnej winy, nie jestem złośliwy i nie podejrzewam Kaczyńskiego celowość tego typu zachowań, może kierowca zabłądził albo budził źle nastawił.  Sędzia nie zając i nie ucieknie, poza tym prezesowi było nie było po drodze, wcale się nie dziwię kolekcjonowanie wyroków to kiepskie hobby, zerowe korzyści i nie ma, z kim się wymieniać, może się tylko pochwalić w gronie kumpli z celi. 
Raz może dwa Kaczyńskiemu udało się znaleźć czas i wpaść do sądu, w tracie przesłuchań musiał wytrzymać aż 3 godziny nieprzyjemnych pytań, jednak co to dla niego, w trakcie stanu wojennego wytrzymał „gorsze rzeczy”.

(…)Kaczmarek wytoczył liderowi PiS dwa procesy – karny i cywilny. Teraz wycofa on z sądów obie te sprawy. Nie wiadomo, do czego zobowiązał się na mocy ugody Kaczyński. Kaczmarek wiele razy mówił wcześniej, że warunkiem pojednania byłoby przeproszenie go przez Kaczyńskiego(…)

(…)Proces ruszył przed Sądem Rejonowy dla m. st. Warszawa na początku grudnia 2011 roku. Wtedy jeden z adwokatów Kaczmarka odczytał prywatny akt oskarżenia. Zarzuca on Kaczyńskiemu, że pomówił b. szefa MSWiA w mediach o właściwości, które „mogą poniżyć w go opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danej działalności”(…)

(…)Artykuł 212 par.2 Kodeksu karnego przewiduje za taki czyn grzywnę, karę ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Zgodnie z nim nie popełnia przestępstwa ten, kto „rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub służący obronie społecznie uzasadnionego interesu”(…)

(…)Karalność czynu zarzuconego Kaczyńskiemu przez Kaczmarka przedawnia się w 2013 r. Kaczmarek obawia się, że przedawnienie może nastąpić i podkreśla, że czekał trzy lata na rozpoczęcie procesu. B. szef MSWiA nie wyklucza także ugody w procesie, ale wskazuje, że „warunkiem byłoby przeproszenie”. Kaczyński oświadczył już wcześniej, nie „nie jest gotów przepraszać, bo powiedział prawdę”(…)

W styczniu 2012 Kaczyński zadeklarował, że chce ugody z Kaczmarkiem za „agenta śpiocha” jakoś nie pasuje to do początkowych deklaracji o braku porozumienia, czyżby prawda nagle zmieniła oblicze i stała się półprawdą lub trzecią zasadą Tischnera?  Kaczmarek prawdopodobnie dostał to, czego chciał innego wyjaśnienia nie widzę, zamiast przepraszać publicznie Kaczyński musiał zrobić to po cichu i obiecać poprawę.
W procesie cywilnym pozwany musi dowieść swoich twierdzeń – w procesie karnym to strona oskarżająca musi przedstawić dowody winny podsądnego. Nie trzeba być geniuszem żeby rozumieć oczywisty fakt porażki Kaczyńskiego. W procesie cywilnym Kaczyński nie był w stanie udowodnić „agenta śpiocha” w procesie karnym Kaczmarek bez większego trudu udowodniłby winę Kaczyńskiego, pomówienie było bezpodstawne i naruszało godność osobistą Kaczmarka fałszywymi oskarżeniami.

Kaczyński cierpi na syndrom kłapania dziobem, ten syndrom jest bardzo szkodliwy zważywszy na fakt, że wiele razy musiał już przepraszać. Na jego miejscu próbowałbym coś z tym zrobić, udanie się z tym do lekarza to jedyne rozwiązanie, wprawdzie wyda na leki, ale zaoszczędzi na prawnikach i kosztach sądowych. Gdzieś muszą być granice kłamstw i pomówień, do których zmierza z takim uporem maniaka. A może sędzia miał racje i lepiej udać się na badania psychiatryczne, przecież to nie boli a koszty znowu zostaną ograniczone, kaftany nie są przecież drogie.